Recenzja
Ant-Man i Osa: Kwantomania, film [recenzja]
Krzysztof Zimiński recenzuje Ant-Man i Osa: KwantomaniaScott Lang i Hope Van Dyne pojawiają się we własnym filmie już po raz trzeci, więc nie trzeba ich chyba zbytnio przedstawiać. Dzięki specjalnym kostiumom mogą zmieniać swoje rozmiary, Lang jest nie tyle nadwornym błaznem, co głupkiem Avengersów, ale dzięki Hope jest on w stanie się ogarnąć i wykorzystać swoje moce dla dobra Ludzkości. Najnowsze wyzwanie, przy którym Thanos wygląda jak lokalny łobuz, znowu sprawi, że będą musieli wykorzystać wszystkie swoje talenty.
Trzeciej odsłonie przygód Ant-Mana można sporo zarzucić, choć osobiście przymykam oko na te mankamenty. Sam początek filmu gromadzi rodzinę Langów przy wspólnym stole, by wysłać ich do środka kieszonkowego wszechświata, który okazuje się rządzić własnymi prawami, być zamieszkanym przez przeróżne istoty, a jego dawny spokój mąci tyran, przeciwko któremu powstał ruch oporu.
Fabuła jest w zasadzie sklejką klisz i kalek, ma swoje niedostatki (na przykład niedopowiedziana wszechmoc głównego villaina), ale przynajmniej dla mnie zachowuje pewną stylistyczną spójność. Kinowe przygody Ant-Mana od początku miały mocno podkreślony familijny charakter - i na poziomie formuły filmu, i samego scenariusza, akcentującego rolę i znaczenie rodziny. W trzecim jest podobnie, acz do znanych elementów dorzucono motywy z "Kochanie, zmniejszyłem dzieciaki", "Dziwnego świata" czy "Gwiezdnych wojen", i nie jest ani przypadkiem, ani zaskoczeniem, że to pozycje z portfolio studia Disneya, odpowiadającego też za MCU.
„Kwantomania” ma ponadto - jak to zwykle - oszałamiające efekty specjalne, ciekawy design świata i postaci, kojarzący się z pulpą czy kinowym "Flashem Gordonem", i wroga, będącego w końcu nowym wyzwaniem dla całego świata. Momentami miałem wrażenie, że aktorzy dość sztucznie wyglądają na tle cyfrowego tła, ale dla odmiany uwagę zwracał mix audio - nie pamiętam, kiedy ostatnio na zestawie kina domowego tak dobrze grały mi tylne głośniki.
Poprzednie filmy po trochu wprowadzały motyw multiwersum - równoległych światów, a Kang, będący tu arcyłotrem, będzie zapewne klamrą, która zepnie całą fazę, a bardziej prawdopodobnym się wydaje, że nie tylko tę, ale i kolejną. Wydaje mi się, iż jest na co czekać. A sama „Kwantomania” może i nie jest kinem przełomowym, ale i do takiej rangi nie aspiruje. To porządnie zrealizowane dwie godziny bezpretensjonalnego kina przygodowego dla całej rodziny, zrealizowanego według sprawdzonych wzorców. Przy tak zawieszonej poprzeczce oczekiwań seans nie powinien przynieść zawodu.
Opublikowano:
WASZA OCENA
Brak głosów...
TWOJA OCENA
Komentarze
-Jeszcze nie ma komentarzy-